niedziela, 24 stycznia 2016
"Ślubno mowa"
Był w jednej wsi taki chłop, co bywoł w Hameryce i myśloł, ze syćkie rozumy zjod. Mioł się za nomądrzejsego cłeka we swojej wsi.
Raz mu się tak zdarzyło, ze przyśli go pytać młodzi, co się brali, na ślub i na wesele. Jako go pytajom, tak on do nik radzi:
- Dobrze! Jo na tyn was ślub przyde, ale po ślubie piyrsy do wos mowe bede trzymoł.
Ślub sie odbył, młodzi ze ślubu wychodzom, a on se postawił stół przed bramom, hipnon na to podwyzsenie i zacon tyn mowe tak:
- Zajaśniałaś panno młodo jak świyca...
Ale nie był ani taki mądry, ani wymowny, tak mu sie mowa w tym miejscu urwała i ni móg dalej rusyć. Tak stęko i kwęko, a myśli se, jako by tu tyn mowe skońcyć. Nic, ino od nowa jom trza zacząć... I chycił na roz drugi:
- Zajaśniałaś, panno młodo, jak świyca...
Urwało sie. Zaś chłop stęko i kwęko, jaze mu wpadła setno myśl do głowy: do trzeciego razu sztuka!
Pewny, ze mu za trzecim razem pódzie, na cały głos zawołoł:
- Zajaśniałaś, panno młodo, jak świyca! - Urwało sie.
Wtórysi z weselników pogniewany takim godaniem odpedzioł:
- No, to jom pocałuj w liktorz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz