środa, 30 grudnia 2015

spomiędzy świąt


Idę do biblioteki, na stoliczku leży książka Simone de Beauvoir. Podnoszę, otwieram przypadkowo na stronie 208: "Wakacje Bożego Narodzenia spędziliśmy całkiem inaczej niż dotychczas". Ha! No właśnie, takich świąt jak tegoroczne jeszcze nie miałam. Zwłaszcza dziwnej Wigilii, którą zaczęłam o trzeciej w nocy. O czwartej stałam na przystanku czekając na autobus nocny. Potem pewne małe zlecenie wykonywane na dodatek w zastępstwie, w przerwie jazda metrem z jakimś przypętanym człowiekiem z Mazur, który koniecznie chciał, bym z nim na te Mazury pojechała. Jeździł za mną tym metrem godzinę, ale był tak uroczy, dziwny i sympatyczny, że nie miałam sumienia, by pogonić. Potem dostałam ciasto, uskuteczniłam mały spacer po parku w miłym towarzystwie i pojechałam na kolację z rodziną, która pierwszy raz spędzała na swoich nowych włościach święta w Warszawie. Obsypała mnie manna z nieba obficie, aż mi łzy w oczach stanęły. Pierwszy świąteczny wieczór takoż spędziłam przedziwnie, między innymi grając w karteczki naklejane na czoło, z lampką białego wina, poznając fajnych nowych ludzi. Na śniadanie zjadłam otrzymane dzień wcześniej ciasto, na obiad tort urodzinowy od siostry. Potem trochę spokoju i odpoczynku, leniwe oglądanie normalnych filmów, słuchanie z zapartym tchem gówniarzy z Toronta, trio BBNG. Książki. Przeczytałam "Kurację", na jej podstawie Smarzowski zrobił teatr tv. I chyba będzie ona zamknięciem roku czytelniczego 2015, już nic więcej nie zdążę, nijak.

Żarówki, hasło dnia, pojęcia nie mam, gdzie ich szukać. Jeśli już się w tym roku nie odezwę, to właśnie z ich powodu. A właściwie z powodu ludzi, którzy podwiesili sufit w mojej łazience. O, żarówki, dajcie jakiś znak, bym wiedziała w którą stronę świata wyruszyć na Wasze poszukiwanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz