piątek, 2 stycznia 2015
mimowolny rehab
Do pojemnika na śmieci poszedł stary i już nieaktualny kalendarz na 2014. Mówił, że dni się skończyły. Michael Jackson w trakcie koncertu tracił na wadze około dwóch kilogramów. W czasie okołosylwestrowym też pewnie zgubiłam kilka. Muzyka nie pozwoliła mi się opuścić, otoczyła mnie całą i trzymała w mocnym uchwycie. Tańcząc z pewnością zaliczyłam zaleconą rehabilitację każdego odcinka kręgosłupa na rok do przodu. W Sylwestra odwiedziłam około 16.00 oblężony spożywczy, zamykany tego dnia dużo wcześniej. Brak koszyczków, brak siateczek do nakładania, brak towarów na półkach, ludzi tłum dziki, towary na taśmie przy kasie poukładane w stosy ciaśniutko – mój przydomowy sklepik codzienny nigdy chyba nie przeżył takiej nawałnicy. Dylemat czy zrobić sałatkę z cykorii zniknął, kiedy spojrzałam na regał z warzywami, nie tylko miejsce na cykorię było puste, cała ścianka ogołocona, ostał się jeno seler naciowy. No coś takiego. Nawet w Wigilię tuż przed zamknięciem było spokojnie. Robiąc zwykłe codzienne zakupy, odrobinę tylko rozszerzone z okazji okazji, doskonale się bawiłam nietypowymi okolicznościami. A może ogłoszono jednak koniec świata, a ja nic nie wiem, bo telewizora nie włączam od kilku dni? Wróciłam do domu, sprawdziłam, żadnego końca świata, ugotowałam zupę, powiesiłam pranie, obejrzałam kilka odcinków serialu meksykańskiego (w oryginale!) i Spritem przywitałam Nowy Rok...
No i pięknie! Ja z kolei cudownie wspominam obejrzenie kolejny raz Mamma Mia! Przy kominku, z mężem. Ach.
OdpowiedzUsuńMamma Mia! wyssałam do szpiku w dwóch obejrzeniach, cudny film. Teraz staram się oglądać w oryginale (zdarzyło się po turecku nawet...) i kiedy włączam film w tv z lektorem, to mój przestawiony mózg stanowczo protestuje przeciwko profanacji poprzez dualizm językowy ;)
Usuń