poniedziałek, 19 maja 2014

małe zielone i uzależnia


Małosolnych czas nastał. Dobro narodowe. Ale uzależniają błyskawicznie, po pierwszym kontakcie. Kiedy wyjadłam pierwszą partię własnej roboty, dzień nie minął, a pobiegłam po następny zestaw ogórki + wiązanka, aż się kurzyło. Skutki uboczne - na razie brak. A samo "nastawianie" zielonego słoja idzie błyskawicznie, w życiu nie podejrzewałabym się o aż taką biegłość kulinarną.

Uzależniam się też coraz bardziej od literatury angielskiej. Książka - Wielka Brytania, film - USA, w takiej konfiguracji rzeczy same zdają się układać. Oprócz ekranizacji, bo na przykład "Duma i uprzedzenie" - to tylko z Colinem Firthem i obowiązkowo UK. Choć obejrzałam trzy części Millennium w całości, oczywiście wersja europejska, zawsze lubiłam brzmienie języka szwedzkiego.

Złożyłam uroczystą przysięgę, że nie przeczytam pewnej książki, mianowicie czwartego tomu trylogii Millennium, której napisanie wydawnictwo komuś ZLECIŁO. Ze względu na pamięć o Stiegu Larssonie. Okazuje się, że granice żerowania nie istnieją.

Noc Muzeów, rok temu spędzona na Stadionie Narodowym, zagnała mnie do ministerstwa wewnętrznego, gdzie nakarmiono mnie krówkami z Orzełkiem i pobrano mi odciski palców ;) Chciałam do ambasady Włoch, ale obowiązywały wcześniejsze zapisy.

A po małosolnych to nawet ząbki czosnku z dna słoja wyjadam. Pogrążam się w nałogu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz