piątek, 26 sierpnia 2011

busem przez Polskę


Nie mogę się wydostać z kręgu słowa pisanego. Jadę busem przez Polskę wschodnią, a jest tak, jakbym książkę czytała. Radio nadaje tanecznie. "Relax, take it eeasy". Za szybą przesądni młodzi mężczyźni, idą we dwóch z głębokim wózkiem, w środku dzieciątko, przed nimi przeszkoda w postaci znaku drogowego wspartego na dwóch słupkach, coś w rodzaju bramki na chodniku, chłopaki zamiast przejść pod nią, manewrują wózkiem, z inicjatywy młodszego. Fakt, pamiętam z dzieciństwa, nie przechodzić, omijać, czemu? Na wszelki wypadek. Taki lokalny czarny kot. Wsiada para młodych, on kupuje bilet u kierowcy, sporo wolnych miejsc w malutkim busiku. "Siadamy?" - pyta ona błyskotliwie. Dochodzi mnie "zapach" kanapki z jakimś niemiło emanującym mięsiwem, fuj fuj. Nasycony chłopaczek po konsumpcji sięga do plecaka. Niektóre fragmenty życia są nadzwyczaj przewidywalne. Na pewno wyjmie napój słodzony gazowany i usłyszę odgłos otwierania. Wyjmuje butlę 1,5 litra i słyszę przez minutę dyskretne "sssssss".  "Uuuuuuuuuuu....... Barbra Streisand!". Chyba potańczę. "It's a beautiful live, ooooo". Ooooo. Melodyjki coraz bardziej skoczne, młody kierowca. Pląsam w wyobraźni, przypięta do fotela pasem bezpieczeństwa. Brykam w parze z wyimaginowanym partnerem. I wspominam deptaną kilka godzin wcześniej trawę w już nie moim ogródku. I zrywane i zajadane bezwstydnie winogrona, także już nie moje, choć sadzone jeszcze przez mojego ojca. Jest dziwnie. Zasypiam i budzę się już w Warszawie, jak dobrze wrócić.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz