środa, 6 sierpnia 2008

bez..


Bez domu, dziwne uczucie, dziwny stan. Nigdzie nie mieszkam, nie mam adresu, nie jestem zameldowana, wiszę w próżni, pomiędzy, gdzieś we wszechświecie, bez swojego miejsca na ziemi. Straszne? Właściwie tak, bardzo straszne, ale można się przyzwyczaić. 


(Taak, zobaczymy, jak mi to przyzwyczajanie pójdzie....)

Własny pokój, własne biurko - z tym pauza, może nawet na bardzo bardzo długo...


Co daje własny kąt, nie czyjś, ale zupełnie własny - poczucie bezpieczeństwa?

Bergman, Ingmar nieżyjący, w "Scenach z życia małżeńskiego" napisał, że poczucie bezpieczeństwa trzeba mieć w sobie. Bardziej dotyczyło to bycia z kimś w związku i znaczyło, że związek (zawarcie małżeństwa) nie daje takiego poczucia, tak naprawdę. Ale rozszerzyłam sobie kontekst. I trzymam się tych słów kurczowo, od lat...

Zresztą czy to taka wielka różnica, mieć papier z tytułem do zajmowania jakiegoś miejsca do mieszkania, czy go nie mieć? Wszystko to rzecz nabyta, dziś jest, jutro może nie... Filozoficzne podejście, ale w końcu jakieś muszę mieć do zaistniałej sytuacji. Trzeba sobie jakoś wytłumaczyć, poukładać, zanim logika stanu paniki wysnuje wniosek, że nie mam swojego miejsca, więc mnie nie ma....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz