poniedziałek, 19 listopada 2007
domowy maraton filmowy
Zmieniłam zdanie. Dotychczas nie oglądałam filmów na laptopie, ale wczoraj mnie odmieniło i spędziłam w pozycji raczej leżącej cały boży niedzielny dzionek :) Mam już taki pokaźny magazyn książek do przeczytania i płyt do obejrzenia, że tylko hurtowo w postaci maratonów da się to ogarnąć, bez cochwilowego odrywania od tematu. No i wczoraj miał być Ken Russell, Dagur Kari i Takeshi Kitano. Zaczęło się dobrze, z wielkim sentymentem przypomniałam sobie po całych wiekach Odmienne stany świadomości. Pamiętałam niewiele, niesamowite wizje, indiańskie grzybki. I jak to bywa ze "starszymi" produkcjami, dziwnie się je ogląda w 21 wieku, zwłaszcza po dopiero co oglądanej Adrenalinie wyprodukowanej zaledwie rok temu... Przy Kochanku Lady Chatterley, także Kena Russella, zaczęłam się niecierpliwić nieco, kiedy film okazał się czterema, choć z drugiej strony, dobrego nigdy nie za wiele, a że uwielbiam i Russella i D. H. Lawrence'a ---> zadowolenie zwielokrotnione :) No i dzień jakoś tak minął, że z moich dalszych planów musiałam zrezygnować akcentem islandzko-duńskim w postaci "Zakochani widzą słonie" Dagura Kari. Czerń i biel, w ciągu 100 minut jedna krótka scenka w kolorze, ale z takim ładunkiem barw i wszystkiego, co ze sobą niosą, że wystarcza koloru na całość. Gdybym kiedyś miała nakręcić film, byłby on czarno-biały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz