poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Sens życia wg Gwiezdnych Wojen czyli poproszę życie na próbę



Dopiero po przeżyciu życia wiemy, jakie w ciągu jego trwania popełniliśmy błędy, w jakie ślepe uliczki zabrnęliśmy, co zrobiliśmy kompletnie nie tak. Czasem (często) oceniamy, że calutkie życie było w plecy, że je po prostu zmarnowaliśmy. Wyjście? Życie na próbę. Jeśli istnieje coś takiego jak reinkarnacja, to w zasadzie jest mało przydatna, jako że poprzednich żyć w obecnym nie pamiętamy. Skoro nie można poprosić o próbne kilkanaście czy kilkadziesiąt lat życia, być może usługa taka powinna być dostępna w symulatorze życia na przykład? Interaktywny program a' la Matrix.

Bo przecież cały czas coś tam przeżywamy, losy własne, obcych, znajomych, odbieramy informacje o świecie z mediów, filmów, książek - i jakoś to wszystko spływa po nas jak po, za przeproszeniem, kaczce.... Tak, jakbyśmy nie byli w ogóle zdolni do zapamiętywania i łączenia faktów, o wyciąganiu oczywistych wniosków już nie wspominając. No, to co jest, Doktorku, z Tobą, ze mną, z nami wszystkimi? Obserwuję siebie, obserwuję innych. Strach przed nieznanym, przed niepewnym, żeby tylko gorzej nie było plus GIGANTYCZNA wręcz niewiara w siebie, w swoje możliwości, umiejętności, talenty. Uwierz w swoją moc, Luk :) Czas gigantycznych możliwości przed nami, otwarte granice, wydeptane (wyjeżdżone i wylatane) ścieżki, nie trzeba już z maczetą przez dżunglę drogi wyrąbywać, a za nami zarasta.... Gospodarka do przodu (nie wnikam jakim tempem, grunt, że póki co w zadowalającym). Możliwości nauki języków niemal nieograniczone, dostępne nawet w formie korespondencyjnej w najbardziej zabitym dechami kącie (łącznie z japońskim i nawet FIŃSKIM - odrabia się prace domowe i do kopertki, polecam :). Jest Internet, kablówka, anteny satelitarne.... Ludzie mają w sobie nieograniczony potencjał, czemu z niego nie korzystają? No właśnie, oto je pytanko. Ciężko jest samemu ruszyć z posad bryłę swojego własnego życia. Manna z nieba nie spada, w totolotka znowu nic, na żaden spadek też jakoś liczyć nie można. No to może ktoś z zewnątrz niech mnie ruszy, niech może coś się w końcu stanie. Głos wołającego na puszczy. Receptę podać? No, każdy by tak chciał :) Niemal na co dzień toczę ze sobą okrutne boje, ze swoimi lękami, obawami, ograniczeniami wrodzonymi i nabytymi, żeby jak najlepiej funkcjonować, być i żyć coraz lepiej, sama ze sobą a także dla świata, dla ludzi... I jedyne, co mogę poradzić: najpierw trzeba w ogóle chcieć, potem trzeba wiedzieć czego się chce. Potem to już wystarczy chcieć coraz bardziej, tak szczerze i uczciwie. I starać się w miarę możliwości nie przeszkadzać sobie w realizacji (tak, właśnie, NIE PRZESZKADZAĆ). W końcu sprawy zaczną się dziać:) I jeszcze jedno, ostrzeżenie. Uważaj czego pragniesz, bo możesz to otrzymać:) Rozważ zawczasu potencjalne konsekwencje spełnienia pragnień, bo nigdy nic nie jest za darmo, zawsze coś za coś. I tyle na ten temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz