sobota, 2 czerwca 2007
Ukasz goes to Prague
Niby taka zwykła szkolna pięciodniowa wycieczka do Pragi. Czysto teoretycznie.....
Paszport - stracił ważność pół roku temu. Zgoda ojca na wydanie paszportu, ok. ale gdzie on teraz jest? Jeśli tam, gdzie 11 lat temu, to jestem uratowana. Dzwonię, jestem uratowana... Ale ale, zgoda musi być poświadczona notarialnie, akt urodzenia "dziecka" w oryginale, poczta, priorytet, odległość do tatusia - 300 km. Zgoda poświadczona wraca do mamusi. Zdjęcia do paszportu - koniecznie wg nowych zasad. Mamusia bierze dzień urlopu, zwalnia synka z lekcji na cały dzień, jadą do biura paszportowego "właściwego dla miejsca zameldowania". Trzy godziny jazdy busem w jedną stronę, 5 minut w urzędzie przy składaniu dokumentów. Pan przyjmujący kwity nawet nie spojrzał czy koleś ze zdjęcia i ten obok mnie to ta sama osoba ... Trzy godziny telepania busem z powrotem. Miesiąc później déjà vu, urlop - zwolnienie ze szkoły - 3 godziny - 5 minut - 3 godziny. I paszport w kieszeni.
Niby, póki co, nie emigrujemy, ale jakoś tak bezpieczniej kiedy teraz już oboje mamy ważne aktualne paszporty....
Nadchodzi pora wyjazdu do Pragi, wczesna pora, na dodatek poniedziałek jest.... Mówi się trudno i się wstaje skoro świt. Odprowadza się się baranka pod szkołę, błogosławi się przytomną panią Wychowawczynię, że prosiła o sprawdzenie dokumentów, uprawia się mimowolnie zbyt poranny jogging do domu po właściwy paszport zastanawiając się równocześnie, jak można pomylić swój paszport, czerwony bez okładek, z jego paszportem, zielonym w okładkach. Oczywiście na granicy nikt paszportów nie sprawdzał dokładnie, wystarczyło machnąć z daleka, czymkolwiek...
Co było potem - można zobaczyć na zdjęciach obok, prawa autorskie zastrzeżone, zakaz powielania i kopiowania bez Ukasza wiedzy i zgody. I to już w zasadzie wszystko, będzie, jak zamienimy plecaki wyjmowane w nocy po ciemku z autokaru....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz